Kto traci na nauce zdalnej?

Nauka zdalna trwa w najlepsze i choć na horyzoncie pojawia się już nadzieja, że dzieciaki wrócą do szkół, to wciąż jej widmo wisi nad nami. Jak pokazał nam ostatni rok, Polska zupełnie nie była przygotowana na naukę dzieci z domu. Jednak brak wiedzy i przygotowania to nie jedyny problem, który niesie za sobą ta forma zdobywania wiedzy. Kto traci na nauce zdalnej?

Uczniowie i ich rodzice

Jak nie ciężko się domyślić, najbardziej poszkodowaną grupą społeczną są dzieci i ich rodzice. Cierpią zwłaszcza ci, którzy nie potrafią zmusić się do nauki i nie mogą liczyć na pomoc nauczyciela. Dla wielu osób będzie to po prostu rok stracony, który bardzo trudno będzie nadrobić, zwłaszcza jeśli po powrocie do szkół zostanie nam narzucone szybsze tempo, aby nadrobić zaległy materiał. Skutkowało to m.in. gorszymi wynikami z matury w zeszłym roku. Widać to było chociażby po wynikach w mniejszych miejscowościach, jak np. w miejscowościach niedaleko Jaworzna o czym więcej na www.JaworznoInfo.pl.

Dodatkowo dochodzi do tego czynnik stresu, zwłaszcza u osób, które nie czują się przygotowane do zbliżających się egzaminów i u rodziców, którzy mają wyrzuty sumienia, że nie mogą dać dzieciom od siebie więcej i poświęcić im więcej czasu.

Nauczyciele i dyrekcja placówek

Nauczyciele to również poszkodowana grupa, ale z trochę innych powodów. Nie chodzi bowiem o obłożenie pracą, ale o jej specyficzną formę. Wielu z nich po raz pierwszy prowadzi zajęcia przez internet, a sporej grupie to po prostu nie wychodzi. Denerwują się, internet zupełnie nie chce z nimi współpracować, a do tego dochodzą uczniowie, którzy z czystej złośliwości mogą im jeszcze utrudniać to zadanie. Często mogą się oni przez to na nich wyżywać, co doprowadzi do kolejnych spięć i niechcianych sytuacji. Do tego jest jeszcze sam czynnik siedzenia w domu, który zwłaszcza u osób starszych może powodować do rozwinięcia się różnych schorzeń na tle psychicznym.

Średnie i małe biznesy

Każdy z nas zna taki sklepik, w którym zawsze można spotkać uczniów. A w zasadzie można było, bo od czasu zamknięcia szkół uczniowie ich nie odwiedzają. Na tym, jak nie trudno zgadnąć, najbardziej cierpią małe lokalne biznesy zwłaszcza sklepiki szkolne, bo to właśnie uczniowie i nauczyciele stanowili największą część ich klientów. Oczywiście nie oznacza to, że wszystkie są teraz skazane na bankructwo, ale wiele z nich musiało się zamknąć, a ich właściciele musieli szukać nowej pracy, żeby utrzymać się w czasie pandemii. Po powrocie do szkół ich miejsce mogą szybko zająć nowi sprzedawcy, co skutecznie zepsuje im prowadzenie biznesu.